To nie pierwszy raz, gdy gościsz na Festiwalu, mam rację?
Przed laty byłam tu z własnym filmem – kilkuminutową etiudą studencką. To było równo dwanaście lat temu – moja pierwsza edycja Złotych Mrówkojadów.
Jak wspominasz tamten festiwal?
Panowała niesamowita atmosfera. Pamiętam, że piliśmy kawę i jedliśmy obiady w studenckim pubie Żak. To był kwiecień, było ciepło i słonecznie. Na festiwal przyjechało mnóstwo młodych ludzi, studentów. Pamiętam też, że rozdanie nagród miało odbyć się 10 kwietnia 2010 roku…
Katastrofa smoleńska…
Ta zbieżność dat była szokująca. Rozdanie oczywiście odwołano. W moim filmie zagrał niemiecki aktor, który przyjechał na Złote Mrówkojady specjalnie z Berlina. Myślę, że było to szczególne zwłaszcza dla niego. Widział, jak Polacy reagowali na tę tragedię.
Po ponad dekadzie wróciłaś do Lublina, tym razem jako jurorka. W festiwalowym jury zasiadasz razem z Mariuszem Wilczyńskim i Hubertem Puskiem.
Tak i od razu powiem, że bardzo dobrze dobrano tegoroczne jury. Każdy z nas patrzył na inne aspekty, bo w końcu pochodzimy z zupełnie innych sfer kina. Mimo to jednak nieraz udawało nam się gdzieś spotykać. Miejscami spieraliśmy się o tytuł – co zresztą widać w tym, ile wyróżnień przyznaliśmy – ale często też nasze spostrzeżenia się pokrywały. Na pewno na plus zadziałało też to, że z Mariuszem i Hubertem nie znaliśmy się wcześniej. Oczywiście kojarzyłam ich twórczość, ale po raz pierwszy osobiście spotkaliśmy się właśnie tu. Nie mieliśmy więc wobec siebie żadnych sympatii czy uprzedzeń.
Jurorowanie było dla ciebie trudnym zadaniem?
Zdecydowanie, bo wiem przecież, jak trudno robi się film. Żartobliwie pracę w jury nazywam „praktykami w rzeźni”. Tu trzeba po prostu wziąć tasak i odciąć pewne tytuły. Dużo wdzięczniejsza, moim zdaniem, jest rola twórcy, który przywozi na festiwal swoje działo. I taką chyba wolę…
A czym był ten tasak, o którym mówisz – na co zwracałaś uwagę w ocenie?
Przede wszystkim na historię i to, jak została przedstawiona. Podobno wszystkie historie zostały już opowiedziane, ale wychodzę z założenia, że nie zostały opowiedziane właśnie przez tych twórców. Starałam się więc też nie zwracać zbytniej uwagi na oryginalność. Ważna była dla mnie budowa bohatera i kreowanie wizji jakiegoś świata.
Skoro wybór był trudny, oznacza, że poziom był wysoki?
Nie mam porównania z innymi edycjami, ale wydaje mi się, że tak. Wielu twórców zostało wyróżnionych. I te nagrody są dla nas w zasadzie równoznaczne. Te różnice były naprawdę bardzo niewielkie.
To, co ważne, to to, że obejrzeliśmy filmy z wielu zakątków świata – Litwy, Brazylii, Słowacji, Korei Południowej… Wymieniać można by długo. Dostaliśmy przekrój młodego kina; twórców wchodzących do branży.
To młode kino was zaskoczyło? Były widoczne jakieś większe tendencje wśród młodych twórców?
Generalnie wyróżnić mogę twórców polskich i francuskich, choć oczywiście nie lobbowałam tylko za nimi w naszych ustaleniach. Polacy przy minimalnych warunkach budżetowych robią naprawdę ciekawe i dobrze zrobione filmy. Francuzi z kolei zaczęli podejmować bardzo ważne społecznie tematy na sposób lekki – choćby w komedii.
Ilość komedii i filmów z wątkami satyrycznymi też mnie zresztą zaskoczyła. W wielu była wyraźna satyra na rzeczywistość, przedstawiana jednak bardzo humorystycznie. Zdziwiło mnie to, bo sądziłam, że wciąż jesteśmy w postpandemicznej tendencji do robienia filmów dramatycznych, depresyjnych. Mamy w końcu za naszymi granicami wojnę, mamy pandemię i kryzys, a w kinie – przynajmniej tym młodym – obserwuję odwrót od powagi i próbę tworzenia kina na nowo.
Mamy do czynienia z odejściem od kina zaangażowanego?
Wręcz odwrotnie – to jego tworzenie się na nowo. Próba doprecyzowania tego, czym w ogóle jest kino rozprawiające się z traumami i przepracowujące problemy. W filmach ukraińskich dostrzegam chociażby kreację nowego kina narodowego w obliczu rozpadu kraju. W Polsce natomiast nadal mierzymy się z rzeczywistością i przełamujemy stereotypy, ale też robimy to na wiele sposobów i w różnych filmowych gatunkach. Pojawiła się tematyka wcześniej nieobecna. W ostatnich miesiącach choćby mocno wybrzmiały motywy ekologiczne; teraz także homoseksualne. Mamy też dużą polemikę ze stereotypami ze wsi. To wszystko widać w selekcji konkursowej.
***
Magdalena Wleklik – reżyserka i scenarzystka. Twórczyni filmów, słuchowisk i seriali. Jej krótkie filmy pokazywane były na Festiwalu w Cannes, Gdyni, Rzymie czy Sopocie. Przez wiele lat współpracowała z Teatrem Polskiego Radia i Polskim Radiem Szczecin. Obecnie wykłada scenariopisarstwo w Instytucie Badań Literackich PAN. Jest przewodniczącą Koła Scenarzystów Stowarzyszenia Filmowców Polskich. W 2019 roku założyła w Szkole Filmowej w Łodzi Bibliotekę Scenariuszy Filmowych. Na tegorocznym Lubelskim Festiwalu Filmowym była członkinią Jury.