– Czymś dramatycznym w tym filmie jest to, że nie ma w nim winnych ani niewłaściwych bohaterów, każdego można zrozumieć i wesprzeć. Jedyne co możemy zrobić to patrzeć i mieć nadzieję, że cała ta historia zakończy się happyendem – pisze nasz recenzent po obejrzeniu filmu „Afrykata”. To była polska premiera krótkiego metrażu węgierskiej reżyserki.
Zawsze najtrudniej było mi oglądać historie rodziców próbujących chronić swoje dzieci. Budziły we mnie zwierzęcy strach, poczucie bezsilności i litość. Dla mnie to najtrudniejsze historie do zrozumienia i najtragiczniejsze emocjonalnie.
Samotna matka wyjeżdża na wakacje z dwiema córkami. Wymarzone wakacje zamieniają się w próbę ochrony żądnych przygód córek przed światem. Taką historię opowiada reżyserka Anna Gyimesi w swoim filmie „Afrykata”.
Czymś dramatycznym w tym filmie jest to, że nie ma w nim winnych ani niewłaściwych bohaterów, każdego można zrozumieć i wesprzeć. Samotna matka mieszkająca z dziećmi w naturalny sposób stara się je chronić przed kimkolwiek, kto mógłby je skrzywdzić. Często zdarza się, że jej opieka ogranicza córki, pozbawia je radosnych chwil życia i młodości. Z drugiej strony jest dwójka młodych ludzi, którzy chcą zasmakować życia, przeżyć chwile, o których marzyli setki razy. I nie chcą pozwolić, by młodość przeminęła.
Poza tym, główny konflikt jaki pokazuje film sięga jeszcze głębiej i zderza dwa światy – świat umiaru i ostrożności oraz świat młodości, emocji i w pewnym stopniu nieodpowiedzialności. Oglądamy bardzo umiejętnie opracowaną historię, wszystkie jej odcienie, wszystkie niuanse. Trudno nam stanąć po czyjejś stronie, jedyne co możemy zrobić to patrzeć i mieć nadzieję, że cała ta historia zakończy się happyendem.
Bardzo trudno było mi oglądać ten film, bardzo trudno patrzeć na matkę i jej bezsilność, na reakcję córek. Na to, jak kobieta chce dla swoich dzieci tylko tego, co najlepsze, jak robi dla nich wszystko, a jednocześnie napotyka niezrozumienie i opór.
Film „Afrykata” nie zostawia nas z przerwaną historią, a próbuje znaleźć rozwiązanie. W desperackiej chęci ochrony córek przed pokusami świata, matka sama im ulega, a przed nami, widzami, pojawia się pytanie: czy matka, po wypróbowaniu wszystkich metod, sama zdecydowała się przyjąć cios, czy też uległa temu, przed czym tak bardzo chciała chronić swoje dzieci?
Yurii Boiko