Szóstego dnia, w programie Lubelskiego Festiwalu Filmowego organizatorzy zaplanowali zestaw filmów „Zoom na migracje”. Krótkie metraże obejrzały dwie recenzentki, na obu zaproponowane tytuły zrobiły duże wrażenie.
Dom w sercu
Na środowym pokazie „Zoom na migracje” mieliśmy okazję zobaczyć pięć starannie wybranych filmów krótkometrażowych o tematyce emigracyjnej. Poznaliśmy cały wachlarz bohaterów z między innymi Wenezueli, Palestyny czy Turcji. Chciałabym przybliżyć tutaj dwie historie, które zostaną w moich myślach na dłużej.
Film „Gąsienice” reżyserek Michelle Keserwany i Noel Keserwany przedstawia losy Asmy i Sarah pracujących w tej samej restauracji we Francji. Obie bohaterki pochodzą z krajów Lewantu. Tytuł filmu nawiązuje do gąsienic jedwabnika i złotego okresu serikultury w Libanie XIX wieku, po tym jak Francuzi wybudowali tam pierwsze przędzalnie.
Film pięknie przedstawia temat traumy transgeneracyjnej. Asma pyta czy jej los jest rezultatem kolonializmu? I po co ona się nad tym zastanawia skoro i tak nie może tego zmienić? To jest dla mnie istota kobiecości i obecność w dowolnej, marginalizowanej grupie; ta tożsamość została zrodzona w bólu i ten ból zostaje przez pokolenia. Bohaterka próbuje przed nim uciec. Bezskutecznie.
Pierwszy raz, sprawia wrażenie spokojnej, kiedy łapie nić porozumienia z Sarah. Trauma nie jest już tak przytłaczająca kiedy może spaść na więcej niż jedną parę ramion.
„Hassan”, reżysera Shabaaz Sayyad Mahammada opowiada historię tytułowego imigranta z Palestyny żyjącego na ulicach Budapesztu, który ma nadzieję dotrzeć do rodziny w Niemczech. Palestyna to od roku bardzo głośny i kontrowersyjny temat w mediach, tym bardziej jestem zadowolona z pokazania tego filmu na tegorocznym festiwalu.
Dostaliśmy okazję zobaczenia bardzo ludzkiej i poruszającej historii człowieka uciekającego przed wojną i zmuszonego do potwornych rzeczy by przetrwać w obcym kraju. Film porusza bardzo trudne problemy, z którymi zmagają się obecnie kraje europejskie. Na ekranie widzimy człowieka, który dał Hassanowi jedzenie, ale jego pomoc nie jest bezinteresowna, oczekuje on poświęcenia dumy i godności w zamian za kanapkę. W końcu za pomaganie chcemy wdzięczności, nie ma sensu, jeśli sami nie poczujemy się przy tym lepiej. Obowiązek obywatelski spełniony, teraz czas na nagrodę.
Później Hassana atakuje grupa młodych ludzi, początkowo niewinne żarty i wyśmiewanie nabierają powagi, kiedy do rozmowy dołącza nóż. Dla mnie ta scena podkreśla znaczenie słowa, od słowa zawsze się zaczyna. Język to nasza podstawowa i najbardziej rozpowszechniona forma komunikacji, jednak jest ona traktowana z dużą frywolnością. Za językiem tylko pozornie nie idą konsekwencje, nie jest on początkiem refleksji. Jednak, jak pokazano w filmie, jeśli jest używany bezrefleksyjnie – prowadzi do okrutnych czynów.
Wszystkie filmy pokazane w tym bloku pokazywały historie z perspektywy migrantów. Dostali oni szansę na zabranie głosu w dyskusji, która zbyt często odbywa się bez nich.
Natasza Kornacka
Autorka jest w Grupie Medialnej LFF
Perspektywy na migracje
„Zoom na migracje” to dla mnie sportretowanie różnych perspektyw na to zjawisko. Bo przecież migrant to nie zawsze uchodźca. Nie zawsze szuka dorywczych prac, żeby mieć za co kupić chleb. Czasem w nowym miejscu spełnia się i rozwija, uporczywie tęskniąc za swoim prawdziwym domem.
Selekcja pięciu filmów do bloku „Zoom na migracje” była dla mnie czymś odkrywczym. Zaskoczyła mnie swoim zróżnicowaniem tematycznym, różnorodnością kultur i przede wszystkim sytuacji, w których znajdują się przedstawieni migranci. Dopiero po seansie zorientowałam się, jak bardzo jednowymiarowo myślałam o temacie migracji, sugerując się wyłącznie swoim położeniem. Bo z mojej polskiej perspektywy na myśl przychodziły mi głównie osoby z Ukrainy uciekające przed wojną czy osoby uchodźcze na granicy polsko-białoruskiej. Ewentualnie dziesiątki ludzi widzianych na ulicach europejskich stolic, zwłaszcza przy głównych dworcach.
Już wiem, jak bardzo się myliłam, wchodząc na salę kinową z taką wizją z tyłu głowy. Obrazy migracji były kompletnie różne – nie tylko od moich wyobrażeń, ale przede wszystkim od siebie nawzajem. Burzyły stereotypy. I poszerzały horyzonty.
„Dom” w reżyserii Palomy Lopez to opowieść o wenezuelskiej rodzinie, która z Caracas przenosi się do Francji. Z boku sprawiają wrażenie bogatych – choć to nie rodzina zamożna od pokoleń, a raczej taka, która wzbogaciła się na przestrzeni ostatnich kilku lat – oraz poszukujących nowego miejsca do spędzenia w nim kolejnych lat życia. Wraz z nimi do Francji trafiają też przecież drogie meble w ilości zdecydowanie za dużej do umieszczenia w ich mieszkaniu.
Rodzina jest charakterologicznie bardzo zróżnicowana, choćby za sprawą dwóch córek. Josefina – sentymentalna, tęskniąca za Wenezuelą i ludźmi, których w niej zostawiła. Clara – bardziej lubiana przez rodziców, momentami rozporządzająca się i szukająca możliwości zdobycia przewagi nad siostrą. A obok rodzice, na czele z ojcem, zdecydowanym zwolennikiem dóbr materialnych.
Ten pierwszy obraz migracji to przede wszystkim trudna do zinterpretowania i wielowarstwowa metafora. Gdy bohaterowie zostają postawieni w obliczu spadającej na nich plagi, dla każdego nowy dom nabiera nowego znaczenia. Dla mnie to przede wszystkim film o tym, że nawet na drugi koniec świata nie da się uciec przed trudnościami, które dotykały rodzinę w ich pierwotnym miejscu zamieszkania. Tu problem był bardzo konkretny – ale równie dobrze mógłby być w ich głowach, wspomnieniach, relacjach, które zostawiają za sobą. A przy okazji “Dom” pokazuje, że metraż, meble, nawet ludzie wokół, to dopiero pierwszy krok do rozpoczęcia pozornie nowego życia.
Z ich obrazem kompletnie zderza się rzeczywistość Hassana, bohatera filmu zatytułowanego imieniem głównego bohatera, którego reżyserem jest Shabaaz Sayyad Mahammad. Historia palestyńskiego uchodźcy dosłownie powala na łopatki i nie pozwala się z nich podnieść jeszcze na długo po zakończeniu filmu. W końcu trudno uciec od scen wykorzystywania seksualnego, kradzieży, bójek, a na końcu nawet śmierci. Hassan, próbujący pozyskać środki na przedostanie się z Węgier do Niemiec, trafia na – jak można przypuszczać – najbardziej mroczne sytuacje, które mogą się przydarzyć osobom z doświadczeniem uchodźstwa.
Dla mnie to film sprawiający ból i brutalnie przypominający, w jakich sytuacjach mogą znaleźć się ludzie. Jak bardzo mogą być odarci z godności i pozbawieni podstawowych praw człowieka. A to wszystko dzieje się w jednym z państw Unii Europejskiej. I zdarza się człowiekowi, który wcale nie wyjeżdża ze swojego kraju z własnej woli, tylko pragnie chociaż jednego – przeżyć. Nawet to mu się nie udaje.
Po mocnym uderzeniu ponownie wracamy do innej wizji migracji. Tym razem oprowadza po niej Havva, Turczynka, która za miłością przeprowadziła się do Hiszpanii, do swojego chłopaka Francuza. Miłośniczka śpiewu i aktorstwa, do niedawna mieszkająca w Stambule. Główna bohaterka „Gdziekolwiek zaprowadzi nas los” (reż. Elif Büsra Keles) też nie wspomina dobrze swojego kraju. Jednak ten film to dla mnie przede wszystkim opowieść o tym, że nawet prowadząc w innym kraju pozornie satysfakcjonujące życie, można nie czuć się w nim dobrze. Jak samej Havvie wypomina jej chłopak, dziewczyna nie pracuje, chodzi do szkoły aktorskiej, uczy się hiszpańskiego.
Ale mimo tego w codzienności towarzyszy jej największa trudność – z adaptacją do nowego miejsca, ludzi, języka. Nie chce i nie widzi powodów, żeby wracać do swojego kraju, a równocześnie w Hiszpanii nie czuje się dobrze i nie może odnaleźć tam swojej drogi.
To obraz migrantki, której motywacje i codzienność są zgoła różne od poprzednich historii. Ale mimo tego są wymagające, stawiające wyzwania i wywołujące wewnętrzne rozterki. Havva swój portret dobrze oddaje w piosence, którą wykonuje w ostatniej scenie filmu: Nic nie wskazuje mi, dokąd mam iść. Ale kiedy patrzę na Ciebie, moja ścieżka zaczyna się toczyć.
„Zoom na migracje” bolał. Uderzał, wskazując, w jak różnych sytuacjach mogą znaleźć się migranci. A wśród nich niestety znalazły się i te tragiczne. Ale obejrzenie tych filmów jest jak uderzenie. Które najpierw boli, ale potem pomaga otworzyć oczy i prowokuje do poszerzenia własnych horyzontów i granic myślenia.
Aleksandra Kuzioła
Autorka jest związana z Magazynem „ulica krótka”