– Przez cały seans miałem wrażenie, że nie oglądam filmu fabularnego, a szpieguję bohatera – pisze nasz recenzent po projekcji „Chmur monsunowych” twórcy z Indii. Film był prezentowany m.in. na MFF w Kalkucie. Pokaz na Lubelskim Festiwalu Filmowym był polską premierą.

Na pierwszy rzut oka „Chmury monsunowe” nie wyróżniają się spośród setek krótkich, niskobudżetowych filmów. Nie mają imponującej fabuły ani efektownych elementów wizualnych.

Film opowiada historię zwykłego człowieka, który otrzymuje ofertę pracy. Jest szczęśliwy, bo z powodu kwarantanny w Bombaju przez kilka miesięcy nie miał żadnych dochodów. Musi jednak zdobyć nielegalne dokumenty, które umożliwią mu podróż pociągiem. Z czasem zostaje zdemaskowany i trafia do więzienia, z którego pomaga mu wyjść przyjaciel. Po tym wydarzeniu główny bohater kontynuuje swoje normalne życie, ale spotyka go kolejne nieszczęście – w drodze do pracy zostaje mu skradziony telefon. Film kończy się desperacką próbą dogonienia złodzieja.

Nie ma tu ostrych zwrotów akcji, głębokich dialogów czy skomplikowanej scenografii, wszystkie wydarzenia są przewidywalne i zrozumiałe. Nie ma w „Chmurach monsunowych” nic, co mogłoby je wyróżnić i zapaść w pamięć. Ale to tylko na pierwszy rzut oka.

Przez cały seans miałem wrażenie, że nie oglądam filmu fabularnego, a szpieguję bohatera. Reżyser Ketan Kuril, bardzo umiejętnie posługuje się środkami kina dokumentalnego w fikcji, czy raczej słuszniej byłoby powiedzieć, że kręci dokument w formie fabularnej. A cały film po obejrzeniu pozostawia wrażenie dokumentalnego przeżycia.

Widać to chociażby w samym sposobie konstruowania kadru – jego celem jest właśnie przekazanie nam tego, co się dzieje, umożliwienie zobaczenia postaci i wydarzeń, a nie po to, by zachwycać nas swoją złożonością i pięknem. Zaczynając od ujęć ulic, gdzie my, jako widz, zdajemy się szpiegować ulicę, szukając naszego bohatera, badając jego miasto, okolicę. Następnie przenosimy się do jego domu, gdzie ujęcia są bardziej szczere i spokojniejsze. Niczym przypadkowi przechodnie spotykamy bohatera na ulicy, stajemy w kręgu jego znajomych i przysłuchujemy się rozmowom, jedziemy z nim pociągiem, jemy i pracujemy.

Ale co więcej, można to prześledzić w samej fabule. Jak już wspomniałem, nie wyróżnia się ona niczym niezwykłym. Spokojna, rutynowa i przewidywalna historia, w której rzadko zdarzają się wybuchy emocji.

Celem reżysera nie jest robienie wrażenia ani zachwycenie. Jego celem jest opowiedzenie historii osoby, która żyje, kocha, pracuje i walczy. Przeżywa porażki, wychodzi z nich, trafia w mury okrutnego świata, ale wciąż próbuje iść dalej.

To właśnie uderzyło mnie w tym filmie.

Jest bardzo blisko życia, jego rutyny, powtarzalności, przewidywalności i niesprawiedliwości. Nie jest nudny ani nieciekawy. Jest to obserwacja życia zwykłego człowieka z Bombaju, który próbuje żyć, pracować i wyżywić swoją rodzinę. Opowiada nam historię, która najprawdopodobniej zaginęłaby w czasie. Ale została uchwycona i dziś, w innej części świata, mamy okazję przez pół godziny śledzić życie zwykłego człowieka z Bombaju i jego świat.

Yurii Boiko

Podziel się ze znajomymi