Syn, przytłoczony ciężarem ukrywania prawdy, próbuje utrzymać relację z ojcem oraz matką. Ojciec, który rozstaje się z partnerką, żeby stać się kimś, kim się w głębi czuje. Matka, która rozpaczliwie potrzebuje kontaktu z synem, tęskni za byłym partnerem. Trójka bohaterów, których życie ulega zmianie, gdy Ojciec wchodzi na drogę korekty płci. To poruszający film, nie tylko przemianie o Ojca, ale przede wszystkim o tym, jak ważna jest autentyczność: w relacjach oraz wobec samego siebie.
To kolejny film francuskiego reżysera prezentowany na Lubelskim Festiwalu Filmowym (w zeszłym roku był wyświetlany „Beautiful Loser”). W tej historii mocno wybrzmiewa patowa sytuacja Syna. Daniel po rozstaniu rodziców, ukrywa przed Matką swój kontakt z Ojcem oraz próbuje poradzić sobie z zaakceptowaniem jego przemiany, co nie jest łatwym zadaniem. Zrozpaczony Syn nie potrafi unieść tej sytuacji, chce zerwać kontakt z Ojcem, który jednak decyduje się na odważny krok…
Produkcja przekonuje mnie wielowarstwowością historii, która daje szerokie pole do przemyśleń dotyczących na przykład wpływu indywidualnych wyborów na życie bliskich, czy ceny życia w kłamstwie. Film odznacza się umiejętnie dobraną muzyką. Motyw muzyczny, a zarazem nazwa firmy rodzinnej „Sole Mio” spaja obraz, będąc dodatkowym kontekstem do odczytania sensów. Atrakcyjne są ustawienia kamery – wyśrodkowane postacie z rozmytym tłem czy widok przez szybę w cukierni. Takie ujęcia symbolicznie pogłębiają znaczenie konkretnej sceny. Dużym plusem jest otwarte zakończenie, które porusza wyobraźnię. W filmie zabrakło mi więcej treści dotyczących perspektywy Matki, rozszerzenie tego elementu wzbogaciłoby panoramę tego obrazu.
Ostatnia scena wyraźnie zagrała mi na strunach wzruszenia. Droga do życia w zgodzie ze sobą może być pełna bolesnych wybojów, jednak mimo wszystko warto na nią wejść, bo tylko będąc autentycznym, można radośnie i swobodnie śpiewać „O Sole Mio”.
Paulina Konieczna